1,255 posts · 31K followers. View more on Instagram. 653 likes. Add a comment Córeczka pary, Andżelika, przyszła na świat w 2002 roku, ale jej pojawienie się nie naprawiło złych relacji w związku Samusionek i Zubera. Wręcz przeciwnie. Historia Samusionek stała się tematem dla programu "Uwaga". To z niego można się było
Poniżej przedstawiamy kilka praktycznych porad, jak wykorzystać ten sen w swoim życiu: Zastanów się, czy nie jesteś nadopiekuńczy wobec swojej córki – jeśli sen o dorosłej córce wywołał w tobie myśli o nadopiece, zastanów się, czy nie powinnaś dać swojej córce więcej swobody i pozwolić jej na samodzielność.
W drugiej dorosła córka z powodzeniem przepracowuje swoje liczne zaszłości i trudne uczucia. Staje się odporna dzięki przejściu indywidualnego procesu zdrowienia. W trzeciej sytuacji dorosła córka zaczyna rozpoznawać i akceptować w sobie te cząstki, które są zdrowe i kompetentne. Pewne cząstki ciebie są wolne od urazu.
No to jak córka jest już dorosła, a mamusia, dajmy na to, nie chce się leczyć albo właśnie kogoś poznała, to córka jej od razu powie, co ona by sobie wyobrażała, żeby było lepsze dla matki. „Skoro mama mówiła, co jej się nie podoba, to ja teraz też mam prawo”? Tak jest.
A Julii nie interesowało ani gotowanie, ani sprzątanie w domu. Mama za to miała teraz dwa razy więcej obowiązków: nadal pracowała w szpitalu, a w domu miała teraz do wykarmienia dużą rodzinę. Paweł nigdy nie narzekał, że coś mu nie pasuje. Dobrze rozumiał, że skoro nie mieszka jeszcze na swoim, to musi zaakceptować zasady
Skromne małe mieszkanie, blisko centrum. 63-letnia Olga, emerytowana księgowa, niemalże od wejścia pokazuje mi zdjęcia swojej córki, Marysi. Ale tylko te z jej dzieciństwa. Olga: Poświęciłam Marysi wszystko. Wychowywałam ją praktycznie sama, z moją mamą. Kiedy Marysia była nastolatką spędzałyśmy ze sobą sporo czasu.
Był tym faktem zażenowany i nie wiedział, jak mi to powiedzieć. Sądził, że moja córka jest po prostu tak nauczona, w końcu do tej pory mieszkałyśmy tylko we dwie, kobiety. Tymczasem mnie zatkało, bo wcześniej nie było u nas w domu takich sytuacji! Odkąd córka dorosła, bardzo szanowałyśmy swoją intymność.
Nie, nie studiowała tam, wyjechała tylko na staż ze szkoły. Zabrano ich na dwa tygodnie do Stanów Zjednoczonych. To był mój duży błąd, zrozumiałem to. To była moja wina, jednak od tego czasu moja córka dorosła, ukończyła studia i poszła do pracy - tłumaczy się poseł.
Do mediów dotarła informacja, że córka Małysza, obecnie studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, wychodzi za mąż. Jej ukochanym jest Kamil Czyż, z którym dziewczyna spotyka się już od siedmiu lat. Zaręczyli się rok temu podczas wakacji w Barcelonie. Oto jak przez lata zmieniała się Karolina Małysz. RadioZET.pl/AS
I nawet dorosła córka nadal pozostaje przedmiotem opieki. Im częściej matka zabrania i robi wyrzuty, tym bardziej potrzebuje opieki nad dzieckiem. Ważne do zapamiętania! Dopiero zrozumienie problemu, w którym matka i dorosła córka nie znajdują wspólnego języka, będzie punktem wyjścia na drodze do jego rozwiązania.
ZzE8g. fot. Adobe Stock, mbt_studio Ten list znalazłam przypadkiem. Ukryty był pod łóżkiem mojej małej Klaudii. Pisała go, gdy mnie nie było w pobliżu. Wiem, że nie powinnam go czytać, bo przecież nie zaadresowała go do mnie, a poza tym był wyjątkowo osobisty, ale nie mogłam się powstrzymać. Przeleciałam wzrokiem tekst i od razu pożałowałam, że to zrobiłam. Lepiej by było, żebym nie wiedziała, co czuje to biedne dziecko, bo teraz zrobiło mi się jeszcze ciężej na sercu. Co ja jej mogę poradzić? Nic. Jestem tylko starą, schorowaną kobietą, którą ciężko doświadczył los. Ciągle się dwoję i troję, aby wnuczka miała wszystko, czego jej trzeba. Chcę, by miała normalne, szczęśliwe dzieciństwo i nie cierpiała z powodu smutnej prawdy o swojej rodzinie. Kupuję jej zabawki, wysyłam na dodatkowe zajęcia, żeby rozwijała swoje zainteresowania. Moja wnusia jest bardzo zdolna. Zbiera same dobre stopnie. Tak bardzo żałuję, że jej rodziców nie ma przy niej i nie widzą, jak ich córka dorasta... Ona myśli, że mama wyjechała do pracy „Kochany Święty Mikołaju! Mam na imię Klaudia i mam już prawie jedenaście lat. Piszę do Ciebie, bo mam bardzo ważną sprawę. Chciałabym Cię prosić o to, abyś oddał mi moją mamusię. Wiem, że możesz to zrobić, bo Ty wszystko możesz. Jesteś przecież świętym. Mama wyjechała do Norwegii. Sprawdziłam na mapie i wiem, że masz do niej niedaleko ze swojej Laponii. A saniami szybko dojedziesz, bo tam też ciągle leży śnieg. Na pewno chcesz wiedzieć, co moja mama robi w Norwegii. Wyjechała tam do pracy. Jest pielęgniarką i naprawdę nie wiem, dlaczego musiała gdzieś wyjeżdżać, skoro w Polsce też są szpitale. Ale moja babcia mówi, że bardzo mało się w nich zarabia i nie starczyłoby nam na nic. I mówi też, że to przez tatę mama musiała wyjechać, bo od nas odszedł i nie zostawił pieniążków. Ja go już prawie nie pamiętam, bo byłam wtedy bardzo mała. Miałam cztery lata. Ale cały czas bardzo go kocham. Babcia mi kiedyś powiedziała, że poznał jakąś inną panią i teraz ma z nią dzidziusia. Mam więc brata, ale wcale go nie znam. Szkoda, może jest całkiem fajny. Mama kiedyś poznała w Polsce lekarza, który jechał do Norwegii i jej o tym powiedział. Więc ja powiedziałam, że go za to nienawidzę, a ona mnie skrzyczała, bo dzięki temu mam w domu słodycze. Tylko że ja bym wolała do końca życia nie jeść cukierków, byle tylko mama wróciła. Ona pisze do mnie dużo maili, prawie codziennie. Mamy też Skype’a. Babcia mówi, że jak ona była młoda, to nie miała komputera. I kiedy dziadek wyjechał do Niemiec, to nie rozmawiała z nim przez trzy miesiące! Ja bym tak nie wytrzymała. A poza tym uważam, że ten Skype wcale nie jest taki fajny, bo nie mogę się do mamy przytulić. A tak bardzo bym chciała. Kiedy tata od nas odszedł, to nawet z mamą spałam. Bałam się, że ona też sobie pójdzie i zostanę sama. W nocy zawsze mnie do siebie przytulała i wtedy czułam się naprawdę fajnie. Teraz babcia mówi, że jestem już duża i powinnam spać sama. Nie wie nic o misiu, którego co noc biorę ze sobą do łóżka. Kiedyś zobaczyła, że go mam i mi go zabrała. Powiedziała, że jest zakurzony. Dlatego teraz ukrywam tego misia pod kołdrą. Mam nadzieję, że nigdy go nie znajdzie. Kochany Mikołaju, moja mama nazywa się Joanna Kicińska. Ma długie, ciemne włosy, które zawsze czesze w ciasny kok. Czasami to strasznie śmiesznie wygląda, bo aż jej się napina skóra przy oczach. Tak sobie myślę, czy ją to nie boli? Mnie by na pewno bolało. Ale jak mama wyjechała, to babcia ścięła mi włosy. Powiedziała, że jest przy nich za dużo roboty. Szkoda, bo ja bardzo te moje włosy lubiłam, a teraz wyglądam trochę jak chłopak. Mama obiecała, że powie babci, żeby mi je trochę znowu zapuściła, ale nie wiem, czy ona się zgodzi. Zawsze mi mówi, że dopóki mieszkam u niej w domu, to muszę jej słuchać, bo ona tutaj rządzi. I dlatego wolałabym mieszkać znowu u siebie. Razem z mamą. I najlepiej też z tatą. Przyrzekam, że jeśli oddasz mi rodziców, to ja Cię już nigdy nie poproszę o żaden prezent. Nawet o najmniejszą zabawkę! Chyba Ci się to opłaca? Czekam i mocno Cię całuję. Twoja Klaudia”. Żaden święty już nic tutaj nie zrobi Co za smutny list! Wyszłam w nim na jakąś okropną babę, a ja przecież wcale taka nie jestem… Po prostu sama nie wiem już, co mam jej mówić. Nie mogę wyznać wnuczce całej prawdy o jej rodzicach, bo jest to przykra prawda. A ona jeszcze nie dorosła do tego, aby ją poznać. Dlatego czasami kłamię. No bo jak wytłumaczyć małej dziewczynce, że człowiek, którego uważa za swojego ojca, sam uznał, że wcale nim nie jest? Afera wybuchła przy ustalaniu grupy krwi Klaudusi. Podobno ta jej grupa krwi żadną miarą nie zgadzała się z grupą krwi, jaką miał mój zięć. No i chłop się wściekł, że mała nie jest jego. A przecież wcześniej podobno tak ją kochał! Złożył pozew o rozwód, po czym się wyprowadził i tyle go widziałyśmy. Stwierdził, że nie będzie cudzego bachora wychowywać i założył nową rodzinę. Klaudia oczywiście nic nie wie i nadal myśli o nim jako o tacie, mimo że usiłowałam go jej obrzydzić, mówiąc na jego temat różne niepochlebne rzeczy. Kim jest prawdziwy ojciec mojej wnuczki, tego moja córka nie chce mi zdradzić. Twierdzi, że to nie było nic istotnego – tylko krótki, przelotny romans. Mnie się zdaje, że ona takich krótkich i dłuższych romansów miała już całe mnóstwo. Teraz na przykład uciekła z tym lekarzem, który wyjechał do Szwecji. Ruszyła za nim bez chwili zastanowienia, w ogóle nie oglądając się na dziecko! Dobrze, że chociaż została jej krztyna przyzwoitości i na tego Skype’a czasami wchodzi z małą pogadać. Wracać do Polski jednak nie ma zamiaru i tutaj żaden Mikołaj nie pomoże. Moja wnusia znowu się rozczaruje, biedne dziecko... Pozwolę jej znowu zapuścić te włosy. Myślałam, że tak będzie wygodniej, bo kiedy ją czesałam, zawsze się skarżyła, że szarpię. Może byłam po prostu za mało delikatna. Czasami taka złość mnie bierze na cały świat, że robię się nerwowa… Powinnam się pilnować, żeby przypadkiem na tym biednym dziecku nie wyładowywać swoich frustracji. Bo co ono jest winne? Nic. Przecież ja wiem, że ona pod kołdrą tego swojego pluszowego misia chowa i z nim śpi. Już dawano machnęłam na to ręką i tylko od czasu do czasu go piorę, żeby kurzu nie łapał. Klaudia jest alergiczką, ma uczulenie na roztocza. Kiedy się nawdycha tego świństwa, strasznie zaczyna kaszleć. Dlatego jej go zabierałam. Ale skoro to jej ukochana zabawka, to niech sobie z nią śpi. Może list przemówi córce do rozsądku Kiedy przeczytałam ten list Klaudusi do Mikołaja, od razu pomyślałam, że może by tak dzieciakowi jako święty odpisać… Wyjaśniłabym, że mama ciężko pracuje i raczej na Boże Narodzenie nie przyjedzie. Ale zaznaczę też, żeby była dzielną dziewczyną i na nią czekała, to może już niedługo się spotkają. Córka już zapowiedziała, że jej nie będzie. A przecież jeśli moja wnusia nie dostanie ani matki w prezencie, ani żadnej odpowiedzi od Mikołaja, to znowu będzie cierpiała, a mnie tak żal patrzeć na jej smutną minę… Za moment polecę do kiosku i zrobię ksero tego listu. Zamierzam posłać kopię do mojej córki, żeby zobaczyła, jak bardzo dziecko za nią tęskni. Może wtedy się trochę opamięta i zabierze małą na stałe do siebie? W tej Szwecji przecież też są szkoły, a Klaudunia ma dryg do języków, więc szybko się przystosuje do nowego otoczenia. Wtedy to ja będę za nimi obiema tęskniła, ale jakoś to wytrzymam. Wiele w życiu przeszłam i wiem, że byle rozłąka mnie nie złamie. Klaudia potrzebuje matki bardziej niż babci. Najważniejsze jest dobro dziecka. Czytaj więcej prawdziwych historii:„Ja się zakochałam, a on świetnie się bawił. Dla niego byłam tylko zakładem o skrzynkę wina. Tyle byłam dla niego warta”„Nie brałam byle czego, czekałam na prawdziwego faceta. Wybrzydzałam i... do czego mnie to zaprowadziło?”„Mój mąż to cholerny Piotruś Pan, który zadłużył nas dla swoich zachcianek i hazardu. Nie mam już sił”
Nosisz dziecko w brzuchu 9 miesięcy. Myślisz o tym, jakie będzie. Potem inwestujesz mnóstwo czasu i energii, by wyrosło na dobrego człowieka. Marzysz o chwili, w której córka osiągnie pełnoletność i będziecie możesz doczekać się momentu, kiedy zrezygnujesz z moralizatorskiego tonu i zaczniesz cieszyć się bliskością dorosłej już kobiety, bez wyrzeczeń związanych z jej pękają jak bańka jest całkiem inna niż sobie wymarzyłaś lub tak podobna do Ciebie, że to jest nie do zniesienia, bo Twoje wady urastają do takich rozmiarów, że nie możesz na nie patrzeć. To rodzi wiele konfliktów. Nie ma rozmowy bez zgrzytów. Nie ma spotkań bez wyrasta na osobę, z którą nie potrafisz rozmawiać, która patrzy na świat całkiem inaczej niż Ty, wybiera inne wartości, sposób życia, inaczej wychowuje dzieci, kładzie akcent w związku na innych aspektach. Wasze światopoglądy są tak różne, że trudno o spokojną rozmowę. Marzenia o przyjaźni szlag co dalej?Dlaczego nam tak trudno się porozumieć?Kobiety przykładają ogromną wagę do rozmów. To one budują porozumienie, mają wpływ na więzi. To właśnie za pośrednictwem słów kobiety radzą sobie z emocjami, analizują swoją sytuację i znajdują rozwiązania. Im więcej mówią, tym lepiej się podczas rozmów ukazują swoje wnętrze, pokazują niedoskonałości, dzielą się wątpliwościami, co rodzi ryzyko niezrozumienia i zranienia. Poza tym odsłania często trudne emocje, z którymi nie sposób sobie poradzić, bez „wyładowań”.Bardzo trudno uniknąć problemu z „wtrącaniem się” i „ocenianiem”. Matka z natury, przyzwyczajona trochę do odmiennej roli, może być szczególnie skłonna do nieprzychylnego komentowania i krytykowania, prób „poprawienia zachowań córki”, natomiast córka może mieć kłopot z zaakceptowaniem tego, że jej matka „nie widzi, że jest dorosła” i „uważa, że zna wszystkie dobre rozwiązania”.Biorąc pod uwagę, że wielu mamom trudno wyjść z roli „wychowawcy” a dorosłym córkom z roli „dziecka”, szczera rozmowa działająca jak silnie spajający klej może burzyć i poruszać najwrażliwsze struny. Dorosłe córki pragną bowiem akceptacji i wsparcia w dobrym tego słowa znaczenia, a matki dążą do tego, by ich dziecko było bezpieczne. Te dwie potrzeby tworzą doskonały grunt do walk. Matki chcą chronić swoje córki, dlatego oferują porady, które mają ułatwić im życie. Natomiast córki te rady traktują jako sygnał, że same są niedoskonałe i dlatego na „każdym kroku są punktowane”.Matki dziwią się, dlaczego ich córki są tak wrażliwe (nie mogę się nawet odezwać?), a córki nie rozumieją, dlaczego ich mamy się wtrącają? Jest na to sposób? Czy kontakty córki z matką mogą być tylko poprawne, czy da się wypracować szczerość i zaangażowanie?Rodzinne błędyProblemem wielu rodzin jest pułapka przeszłości, nazywane przez wielu psychologów „duchami znad kołyski”, czyli powtarzanie tych samych błędów z pokolenia na pokolenie. Paradoks polega na tym, że każdy wie, jak jest, obiecuje sobie, że postąpi inaczej, ale gdy przychodzi jego pora, niejako próba dla niego, historia odbija się czkawką i stawiany jest kolejny przykry krok, podobny do tego, znienawidzonego z tak w wielu rodzinach problemem nadrzędnym jest brak porozumienia matki z córką, zły wzorzec ich relacji, brak szacunku i zrozumienia. Może temu towarzyszyć wywyższanie jednej z córek, wyróżnianie syna lub życie z piętnem bycia „córką, która nie spełniła oczekiwań swojej rodzicielki”.Wyjście z takiej patowej sytuacji niestety nie jest proste i zazwyczaj łączy się z wielkim bólem. Ktoś musi powiedzieć „koniec z tym” i zadziałać inaczej, w pewnym sensie zaryzykować, ale zrobić to tak, żeby oczyścić wielu osób zaskoczeniem jest rywalizacja między dwoma tak bliskimi sobie kobietami. W rzeczywistości często jest ona decyduje się żyć inaczej, nie tylko dlatego, że nie uznaje wartości prezentowanych przez matkę, ale również dlatego, że chce jej pokazać, że można lepiej, i w ten dziwny sposób próbuje ją zranić, utrzeć jej nosa. Z kolei matka wyraźnie rywalizuje z córką, podważając jej decyzję wychowawcze przed z rywalizacją na płaszczyźnie matka-córka wynika z narcystycznych cech zazwyczaj starszej kobiety. W takim wypadku kobieta postrzega swoją córkę jak zagrożenie. Problem może pogłębiać to, że córki zazwyczaj rozkwitają, znajdują swoją siłę i wewnętrzny spokój w czasie, kiedy ich mamy wchodzą na etap rozmowy i wspólny czas staje się problemem…Same więzy krwi niestety nie dają gwarancji porozumienia, nie stanowią biletu rezerwującego dobre relacje. Nad tym, jak wyglądają kontakty matki i córki trzeba pracować, każdego dnia. Pomocne może być:ustanowienie własnych granic: po stronie matki i córki,wspólne działanie zamiast rozmawiania. Postaraj się więcej wspólnie robić zamiast dyskutować, może wspólne wyjście do kina, do teatru, spacer z psem, zwiedzanie muzeum?zapomnij o przeszłości i oczekiwaniach z nimi związanymi,wnieś się ponad złośliwości i bądź „głucha” na przykre komentarze, potraktuj je lekko, z humorem, z dystansem,miej w zanadrzu neutralne tematy rozmów.
Kto z nas nie marzył o byciu dorosłym mając kilka lat? Pamiętam te filmy, gdzie bohaterka tak bardzo chciała być dorosła, że rano budziła się w ciele swojej mamy. Wtedy i ja marzyłam o byciu dorosłą. Dziś moja najstarsza córka często mówi, że chciałaby być dorosła, ale czy na pewno? Najnowsza książka Anny Potyry „Marzenie Zuzi” pokaże dziecku jak wygląda świat dorosłego. Kiedy Rozalka mówi mi, że chciałaby być dorosła, bo mogłaby tyyyle rzeczy robić kiwam z powątpiewaniem głowa i mówię, żeby cieszyła się dzieciństwem. W końcu już nigdy nie będzie tak beztroska jak teraz. Próby wyjaśnienia dziecku z czym wiąże się dorosłość nie są łatwe. Maluchy widzą tylko te dobre strony. Na przykład można prowadzić auto, chodzić późno spać czy malować się. Do tego nie trzeba nikogo słuchać. Brzmi jak raj na ziemi. Ale my, dorośli, doskonale wiemy, że to nie są same przyjemności. Ze dorosłość to odpowiedzialność, wiele stresów, zmartwień. Radości i szczęścia również, ale nie oszukujmy się, pewne sprawy zaczynamy dostrzegać i rozumieć z wiekiem. Dlatego gdy dzieciaki chcą być dorosłe możemy podsunąć im kolejna już książeczkę o Zuzi. Kiedy poznaliśmy ta bohaterkę nie wierzyła ona w dobre wróżki. Dziś dziewczynka przyjaźni się z nimi. A że właśnie kończy 5 lat wróżka Łakomczuszka daje jej prezent, który przysporzy dziewczynce wiele kłopotów. Zuzia otrzymuje bowiem najlepszy prezent świata – spełnione życzenie. Łakomczuszka nie myślała jednak, że pierwszym wypowiedzianym głośno życzeniem Zuzi będzie być dorosła! Wynikną z tego sytuacje zabawne, ale i poważne. Zuzia przekona się, że dorosłość z dzieciństwem nie ma wiele wspólnego. Zrozumie także, że spojrzenie na wiele spraw zupełnie się zmienia. I to co małej Zuzi sprawiało radość lub to co jej zupełnie nie przeszkadzało – teraz nie będzie fajne. Na szczęście wróżki poradzą sobie z odwróceniem czaru, a Zuzia na nowo doceni dzieciństwo. Zuzia i wróżki My już wiemy, że historia miała szczęśliwe zakończenie. Inaczej być nie mogło. Jednak wy musicie sami sprawdzić co dokładnie wydarzyło się w dzień piątych urodzin bohaterki. Każda dziewczynka chętnie sięgnie po tą książkę, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Skrzat. Tą i inne książki z serii znajdziecie w księgarni wydawnictwa. O tutaj. A moją recenzję pierwszej książki z serii – „O Zuzi, która nie wierzyła w dobre wróżki” – tu. Jeśli spodobał Ci się ten wpis będzie mi niezmiernie miło, gdy zostawisz po sobie ślad. Zapraszam do śledzenia mojego profilu na facebook oraz instagram.
Dzieci mają mnóstwo planów związanych ze swoją dorosłością. Raz chcą być lekarzem, innym razem piratem. A jak swoją dorosłość widzi bohaterka wierszyka Danuty Wawilow? Sprawdźcie!Jak mi ręce urosną, jak mi nogi urosną, jak już będę dorosła i wysoka jak sosna, to zostanę, zostanę, zostanę… no, kim? To na pewno zostanę lekarzem! Przyjdę w białym fartuchu, mamie zajrzę do ucha, tatę klepnę po brzuchu, powiem: „Trzyma j się, zuchu!”, i zapiszę, zapiszę, zapiszę… no, co? I zapiszę paskudne lekarstwo! Co mi płacze i krzyki! Będę robić zastrzyki! Będę strasznie się trudzić! A jak już mi się znudzi, to zostanę, zostanę, zostanę… no, kim? To zostanę okrutnym piratem! Nie posłucham się taty. Będę strzelać z armaty, będę w worku pękatym przechowywać dukaty, będę straszną mieć brodę i pistolet… i co? I piracką przepaskę na oku! Co mi wiatry i burze! Mogę trwać jak najdłużej! Niechaj żyją podróże! A jak nimi się znużę, to pojadę, pojadę, pojadę… no, gdzie? To pojadę z powrotem do mamy!Danuta WawilowPolecamy